Niepozorny początek - odgracanie
Początek roku 2023 był dla mnie początkiem ku minimalizmowi. Wtedy właśnie podjęłam decyzję o odgraceniu i uproszczeniu mojego życia. Możliwe, że wciągnęłam się w ten nurt pod wpływem mediów społecznościowych. Niewykluczone jednak, że ogromny wpływ na taką a nie inną decyzję miało nieuchronne, zbliżające się wielkimi krokami załamanie i wypalenie. Wisienką na torcie ukazywało się wychowywanie w rodzinie z ogromną tendencją do zbieractwa.
Grudzień 2022 roku był dla mnie okresem w którym zakończyłam swoją edukację na uczelni wyższej. Ostatni semestr miał mi dać wszystko czego potrzebowałam. Luźniejsze zajęcia i upragniony spokój, ponieważ w ostatnie wakacje zrezygnowałam z pracy dodatkowej. Przecież wszystkie koleżanki które nie pracowały i skupiały się tylko na studiach wydawały się takie szczęśliwe. Oczywiście nie musiałam pracować, więc dlaczego miałabym z tego przywileju nie skorzystać ? Choćby na ten jeden, ostatni semestr. Świetnym argumentem wydawał się też “czas na napisanie pracy dyplomowej”. Termin obrony wypadał na luty, co od zakończenia edukacji dawało prawie 3 pełne miesiące swobody. W tym okresie zaczęłam poszukiwania pracy w zawodzie, a że nie szło mi to specjalnie dobrze, wypałniałam swój czas różnymi obowiązkami domowymi w tym tak kusząco brzmiącym decluttering. Początek wydawał się łatwy i przyjemny. Przecież każdy z nas ma mnóstwo zbędnych rzeczy i śmieci kumulujących się w szafkach i pudłach. Z tym, że u mnie “pudła” zajmowały ogromną przestrzeń poza szafkami. Bronienie się argumentami “przecież w jednym małym pokoju żyją dwie osoby” wydawało się bardzo racjonalne w tamtym momencie. Nie zwracałam uwagi na to, że zaczyna mi nawet brakować pudeł i miejsca na nowe. W myśl zasady którą wpajają nam rodzice wychowani w komunizmie “wszystko się może przydać”. Stara płyta CD zespołu który kiedyś lubiłaś, ale dziś nie koniecznie ta muzyka ci leży ? Zostaw. Co zrobisz jeśli będzie ci potrzebna. Nie istotne, że nawet nie masz gdzie jej odtworzyć, przecież jest cenna i…. KOSZTOWAŁA PIENIĄDZE. Stracone pieniądze zalegające na pułkach i marnujące przestrzeń to temat na cały osobny wpis. Jednak w tamtym okresie takie myśli nawiedzały mnie wielokrotnie. Zaczęłam więc pomału. Od zniszczonych ubrań, których nie dało się (a tak naprawdę nawet nie chciałam) naprawiać. Przeterminowane leki i kosmetyki to też świetny punkt by zacząć. I tak to ruszyło do przodu. Z czasem coraz więcej i więcej rzeczy ubywało z mojego pokoju. Pozbywanie się ubrań było banalnie proste - wystarczyło je zapakować i wrzucić do kontenera na odzież używaną. Problem pojawiał się z rzeczami…. całe pudło gratów zalegało w sąsiednim pokoju. Co z oczu to z serca. Jednak chęć usunięcia ich na stałe ciągle mnie nachodziła. Zrobiłam taki ładny postęp, nie chce, żeby to pudło mi to odebrało. Wreszcie nadszedł ten dzień! Znalazłam sklep charytatywny, kilkanaście kilometrów dalej. Urokiem małych miejscowości jest rzadkość takich miejsc. Spakowałam więc te wszystkie skarby do samochodu, dorzuciłam worek ubrań który mi został i wyruszyłam w drogę. Do jedynego sklepu charytatywnego w mojej okolicy, który okazał się…. zamknięty. Nawet nie wiem jak opisać tamto rozczarowanie. Przecież to miało rozwiązać wszystkie problemy. Wróciłam z pełnym pudłem do domu i zaczęłam je przeglądać. ⅓ tego co się tam znajdowało to były śmieci. Uszkodzone rzeczy, które miały wartość jedynie dla mnie. Wyrzuciłam je. Pozostałe rozdałam rodzinie.
W obecnym momencie mam za sobą 1150 odgraconych rzeczy. Część z nich nadal zalega u mnie w domu, a utylizacja nadal jest problematyczna. Pomaga sprzedaż internetowa. Ale i rozsądne podejmowanie decyzji, które przedmioty są naprawdę wartościowe. Po takim czasie i ilości rzeczy czuję się zdecydowanie lepiej. Osiągnęłam tak wysoki wynik dzięki kilku sposobom. Pierwszy to wyzwanie 30-dniowe bardzo popularne w internecie. W skrócie polega na wyrzuceniu 1 rzeczy 1 dnia, 2 rzeczy 2, 3 rzeczy 3. Można spotkać też różne modyfikacje, z różną ilością rzeczy, jednak ta klasyczna wersja jest świetna dla początkujących. Obecnie podejmuję to wyzwanie po raz trzeci. Za drugim razem postanowiłam iść od końca i udało mi się zrealizować dni od 30 do 19, po czym straciłam motywację, głównie przez brak zapisywania postępu. W moim wypadku bardzo dobrze działa zapisywanie rezultatów najlepiej kolorami ;). Pomimo, że wykonuję już to wyzwanie po raz kolejny zauważyłam, że nadal zaczynając je pojawiają się u mnie myśli “nieee no przecież nie dam rady znaleźć 30, 20, 19, 18 rzeczy do wyrzucenia w ciągu jednego dnia”. Ku mojemu zaskoczeniu już w pierwszy dzień zdarza mi się znaleźć rzeczy na kilka dni do przodu.
Drugim bardzo fajnym sposobem, który praktykuję w czasie długich przerw między wyzwaniami jest “cokolwiek robisz zawsze odgracaj”. Metoda ta jest prosta: jeśli przykładowo skończył mi się krem do twarzy, to wyrzucam pudełko od razu, ponieważ już wiem, że napewno mi się nie przyda. Dodatkowo zanim kupie kolejny krem, sprawdzam w mojej szafce z kosmetykami, czy aby przypadkiem nie mam tam innego kremu który mogłabym zużyć, lub czegoś czym mogłabym zastąpić zużyty produkt. Jeśli znajduję krem który leży tam od…. no właśnie sama nawet nie wiem, ale nie mam ochoty go używać, albo zwyczajnie się przeterminował, to od razu się rozstajemy.
Z perspektywy czasu doceniam, proces który zachodzi w moim życiu i jestem wdzięczna, że wykonuje go powoli - w swoim tempie. Oczywiście opóźnianie tego procesu nie jest czymś dobrym. Jednak za szybkie porządki mogą spowodować powierzchowne posprzątanie i brak poczucia potrzeby w zagłębienie się w nasz stosunek do rzeczy…. oraz tą jedną szafkę, którą zawsze omijasz szerokim łukiem ;)
Mam nadzieję, że ten tekst cię zainspiruje i zechcesz podzielić się w komentarzu swoją historią ;)
Komentarze
Prześlij komentarz